PYJAMAS PARTY trwa… w oczekiwaniu, aż dzieciaki nabiorą ochoty na spanie uzupełniam wpisy :o) W planach było dziś ognisko z kiełbaskami, ale że wiatr hula niemożliwie to skończyło się na kiełbaskach upieczonych w piekarniku. Na deser podałam domowe gofry.
Jakiś czas temu nabyłam gofrownicę. Poszukując przepisu na smaczne i chrupiące gofry znów skorzystałam z kajetu babci Mirki :o). Julka ma jeszcze od Babci żeliwną gofrownicę, ja zadowalam się zakupioną w LIDLu, wypiekającą gofry w kształcie serduszek. Gofry najlepsze są chwilę po wyjęciu z gofrownicy, jak lekko odparują, ale są wciąż ciepłe. Ciasto jest słodkie, więc można jej jeść suche. W wersji wykwintnej podaję do nich bitą śmietanę i owoce. Z podstawowego przepisu wychodzi duuuużo gofrów, więc jeśli akurat nie urządzacie większej imprezki to proponuję zrobić z połowy porcji. Składniki łatwo podzielić na pół, no może poza proszkiem do pieczenia. Gofry piekę w zależności od zapotrzebowania. Wolę zostawić surowe ciasto, przechowuję je w lodówce 1-2 dni, niż upieczone, zimne gofry. Surowe ciasto ma konsystencję gęstej śmietany.
Składniki:
25 dkg tłuszczu (jak mówi Babcia, co masz w lodówce, ja używam KASI)
25 dkg cukru
4 jajka
50 dkg mąki
500 ml mleka (można pół na pół z wodą)
proszek do pieczenia (mały, czyli 15 g)
cukier waniliowy
Miękki tłuszcz ucieram z cukrem, stopniowo dodaję pozostałe składniki cały czas ucierając, aż do uzyskania gładkiej, gęstej masy. Nagrzewam gofrownicę. Nakładam porcję, czuba łyżka, piekę na złoty kolor. Wyjmuję na kratkę i chwilę studzę, dzięki temu gofr robi się chrupiący.