„DUTCH BABY” CZYLI PIECZONY NALEŚNIK #4

Kilka miesięcy temu na instagramowym profilu Nigelli Lawson zaintrygowało mnie zdjęcie pieczonego naleśnika. Ponieważ jestem niepoprawną kolekcjonerką książek kulinarnych, przeszukałam swój księgozbiór i znalazłam przepis w „Po prostu Nigella”. Z potrzebnych składników brakowało mi żeliwnej patelni… Kiedy dostałam ją na urodziny nic nie stało na przeszkodzie by w końcu go wypróbować.
Zdarzają się dni, najczęściej są to soboty, kiedy nigdzie się nie spieszymy, jesteśmy w domu i możemy celebrować śniadanie. Wtedy Benek czasem robi omlet lub naleśnik właśnie, w których się wyspecjalizował. Naleśnik podaje oprószony cukrem-pudrem, z dodatkiem malin, borówek, jagód bądź truskawek. A do tego świeżo wyciskany sok z cytrusów od InCampagna, mocne espresso… i już czekam na weekend.
Amerykanie ponoć jadają ze smażonym boczkiem i syropem klonowym… Holendrzy ze stopionym masłem, cukrem i cytryną… Jakąkolwiek wybrać wersję warto spróbować.
Składniki na 4 porcje, albo 2 bardzo duże, ewentualnie 6 deserowych:
3 duże jajka (przeważnie daję 4, bo kupuję średnie)
1 łyżka drobnego cukru
150 ml tłustego mleka
100 g mąki pszennej
1,5 łyżeczki ekstraktu waniliowego
szczypta soli
świeżo starta gałka muszkatołowa i cynamon mielony, po szczypcie, do smaku ( w przypadku Benka, jeśli chodzi o cynamon to bardzo duża szczypta)
25 g masła
żeliwna patelnia o średnicy 25 cm bądź prostokątna forma o wymiarach 28 cm x 21 cm x 4,5 cm
Rozgrzewam piekarnik do 220 stopni, od razu wstawiam do niego patelnię, by się nagrzała.
Ucieram mikserem jajka z cukrem i szczyptą soli, aż będą jasne i puszyste. Dodaję pozostałe składniki, poza masłem i miksuję na gładkie ciasto.
Przy pomocy grubej rękawicy kuchennej wyciągam nagrzaną patelnię, wkładam na nią masło i lekko kołysząc rozprowadzam je po całej powierzchni. Następnie wlewam ciasto i wstawiam patelnią z powrotem do piekarnika.
Piekę 15-20 minut aż naleśnik będzie złocisty i wyrośnięty.
PS
Zeszłoroczny pomysł na testowanie w każdym tygodniu przynajmniej jednego przepisu z posiadanych książek kulinarnych jednak nie został przeze mnie zrealizowany, ale nie porzuciłam go zupełnie… 😉